Kama Kosowska powraca do Torunia, swego znienawidzonego miejsca z dzieciństwa. Jest dziennikarką, jednak jej kariera nie potoczyła się tak, jakby tego chciała. Za namową kolegi, Armina, spotyka się z producentem filmowym, który pracuje nad nowym projektem. Mianowicie chodzi o serial, którego tematem mają być niewyjaśnione zaginięcia. Postać Kamy miałaby być kluczowym elementem programu, ponieważ całe życie kobiety kręci się wokół zaginionego przed laty Piotrka Janochy, przyjaciela z dzieciństwa, oraz śmierci jej mamy. Jest ona również jedynym łącznikiem ze swym ojcem, ówczesnym milicjantem, który prowadził sprawę Janochy.
„Płaczę nad Piotrkiem, którego nie ma, który pewnie wpadł do rzeki i w niej utonął. Płaczę, bo wiem, że gdybym tylko poszła za nim tuż po tym, jak podejrzałam, dokąd zmierza, może znalazłabym jego kryjówkę i nic by mu się nie stało. Biorę tę winę na siebie, a ona staje się jedną z moich blizn.”
Wszystko dzieje się na dwóch płaszczyznach czasowych: teraz i w 1986 roku. W tamto lato zaginął siedmioletni Piotr Janocha i od tamtej pory wydarzenia z przeszłości nie dają o sobie zapomnieć. Jest to poniekąd powieść o odrzuceniu. Mam tutaj na myśli zarówno postać Piotrka, który ciągle jest obrzucany błotem przez rówieśników, stał się przez to wycofany i zagubiony. Także Kama nie wyszła z dzieciństwa bez szwanku. Od lat tęskni za matką, której nawet nie poznała, a wiarygodność jedynej osoby, która zapewnia jej bezpieczeństwo, poddawana jest w wątpliwość. Kama Kosowska zabrała swoje demony przeszłości w podróż do dorosłości, a siedmioletni Piotrek zaginął w 1986 roku.
Początkowo można myśleć, że wątek zaginięcia dziecka jest tutaj kluczowy i wybija się na pierwszy plan. Jednak sprawa jeszcze starsza, bowiem śmierć matki Kamy, także jest tutaj istotna. Z pozoru zupełnie dwa różne zdarzenia z przeszłości, jednak łączy je więcej, niż byśmy mogli przypuszczać. Od lat przekonywana przez ojca, że jej matka zginęła w wypadku samochodowym, Kama sama niewiele pamięta. Wyryła sobie w pamięci obraz kobiety, która pędzi z zawrotną prędkością, bez pasów, po czym ląduje na drzewie i umiera szybko. Kosowska ma również wyrzuty sumienia z powodu Piotrka – rudzielca, który nie mógł dostosować się do grupy, zniknął bez śladu, zostawiając po sobie bolesny ślad w pamięci. Która zmora jest tą tytułową, wypalającą dziurą w sercu? A może chodzi o coś zupełnie innego?
Do tej pory nie poznałam twórczości Roberta Małeckiego. Jest to nasze pierwsze spotkanie i nie da się ukryć, że udane. Wszystko tutaj obraca się wokół strat i relacji z nimi związanymi. Małecki tak potrafi zakręcić Czytelnikiem, że ten, przekonany już jaki będzie finał, za chwilę odwraca bieg spraw o 180 stopni. Ale oczywiście wszystko łączy się w piękną całość. To takie porozrzucane puzzle, które po przeczytaniu kolejnych rozdziałów, zaczynają wskakiwać na swoje miejsce. Jest to czasochłonne, choć na koniec widać, że warto było zadać sobie ten trud.
Początkowo nie mogłam się wciągnąć w fabułę, ponieważ nie pędzi ona na łeb na szyję, a dodatkowo po drodze znajduje się bardzo dużo opisów. Oczywiście tempo powieści ma tutaj duże znaczenie i jest ono w punkt. Po przeczytaniu połowy książki, gdy akcja zaczęła nabierać tempa, ja bez trudu dałam się jej porwać.
Tak jak wspomniałam wyżej, jest to książka o stracie, tęsknocie, tajemnicach i karze. Myślę, że miłośnicy zarówno thrillerów, jak i kryminałów, będą zachwyceni. Polecam!
Tytuł: Zmora
Autor: Robert Małecki
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 14-04-2021
Moja ocena: 8,5/10